Ale świetny.
Znakomicie zarysowane postacie, żadnych czarno-białych rozstrzygnięć, masa ważnych kwestii, bez płytkich kalek - czego chcieć więcej? :) A ile tematów w jednym scenariuszu! I edukacja, i prawo, i religia kontra rozum, społeczność i rzadzące nią reguły, jednostka kontra grupa, konflikt na płaszczyźnie media/władza/sądownictwo, ambicje i podległość, posłuszeństwo i cynizm. A wszystko rozgrywa się w czterech ścianach i jest bezbłędnie zagrane. Na dodatek od połowy, IMHO, robi się jeszcze ciekawiej; wprowadzeni w akcje i zapoznani z osobami dramatu możemy już tylko skupić się na stawianych pytaniach i wątpliwościach. Czad. Powinni to wystawiac na polskich scenach albo w TVP po Dzienniku zapodawać wychowawczo obywatelkom płci obojga.
Postaci faktycznie dobrze zarysowane, ale rozstrzygnięcia są czarno-białe już od pierwszych kadrów. Ultrakatolicy sa przedstawiani jak bojówka NSDAP, a pastor to wręcz diabeł wcielony. Za to stronnicy nauczyciela są uczynni (obrońca, kaucja) i sympatyczni. Na szczęście trochę życia dodają filmowi role drugoplanowe.
Sam film w 1960 roku zapewne nawiązywał do aktualnych problemów nurtujących amerykańskie społeczeństwo, dziś już niestety wygląda archaicznie, a momentami jest parodią. Może gdyby scenariusz skupił się stricte na "pojedynku" sadowym, dałoby się go oglądać z przyjemnością i po latach. A tak to od mniej więcej połowy mamy ideologiczną batalię fanatycznego oskarżyciela i chłodnego, inteligentnego obrońcy nauczyciela. Oczywiście przegrana przez tego pierwszego. Jedynym pozytywnym aspektem jest zakończenie, gdy się okazuje, że "dura lex, sed lex" nawet wobec nauczyciela szerzącego aktualne teorie naukowe. I to jest najważniejszy aspekt edukacyjny filmu.